Fiskus w natarciu. Świadczy o tym liczba zapowiadanych zmian w przepisach i ich ciężar gatunkowy. Poważne projekty wyskakują jak króliki z kapelusza.
Przykłady: reforma Ordynacji podatkowej (która już na wstępnym etapie – założeń do projektu zmian w ustawie – jest materiałem na niejedną monografię) czy opodatkowanie kontrolowanych spółek zagranicznych (a teraz doszedł kolejny – zwolnienie z podatku Belki oszczędności mieszkaniowych). Nieodmiennie mam, podobnie jak wielu podatników i przedsiębiorców, jeden kłopot z regulacjami podatkowymi – obowiązującymi i planowanymi. Zbyt często nie wiadomo, o co w nich chodzi. Tak, wiem, gdy nie wiadomo, o co chodzi, zwykle w grze są pieniądze – których potrzebuje budżet państwa i o które łatwiej mu się upominać, gdy prawo, zwłaszcza złe, na więcej mu pozwala. Mogą to być np. pieniądze, które są na naszych rachunkach bankowych, o których fiskus nie tylko chciałby więcej wiedzieć (pisaliśmy już o takich propozycjach), ale które zamierza też blokować – cokolwiek to znaczy. Pomysł blokady został w założeniach do projektu zmian w ordynacji przedstawiony tak, że niejednemu podatnikowi włos zjeży się na głowie. Idea – jak zwykle – nie jest może zła, bo kto by nie chciał, aby państwo biło po kieszeni przestępców i oszustów, także podatkowych. Ale wiadomo, co wybrukowane jest dobrymi intencjami. Obawy, że przestępcy spać będą jednak spokojnie, a nowe instrumenty obrócą się przeciwko zwykłym przedsiębiorcom – tyle że nie zawsze podzielającym racje urzędników co do wysokości i podstawy zobowiązania czy zwrotu podatku – nie biorą się znikąd. Problem w tym, że opisy kontrowersyjnych pomysłów zawarte w założeniach czy potem w projektach przepisów nie tylko podsycają obawy, ale i zbyt często stają się prawem.