Ministerstwo Finansów podsumowało akcję „Nie bądź jeleń, weź paragon”. Namawiało przedsiębiorców do wystawiania paragonów (opornych urzędnicy skarbowi przekonywali mandatami), a konsumentów – do ich odbierania ku pożytkowi ogólnemu.
Pożyteczna i ciekawa bywa też lektura paragonu – a ma być jeszcze ciekawsza. Począwszy od 1 kwietnia, powinien zawierać opis każdego produktu pozwalający na jego jednoznaczną identyfikację. Nikt – ani eksperci, ani przedsiębiorcy, a nawet urzędnicy – nie wie, co to w praktyce oznacza. To jeden problem. Drugi jest nie mniej poważny. Nie wszystkie kasy da się tak zaprogramować, aby życzeniu fiskusa stało się zadość. Podobno żadnej z dostępnych na rynku kasy nie można zmusić do tego, by na życzenie klienta na paragonie drukowała jego NIP. A tego nowe przepisy też wymagają.
Jak powinni postępować ci, którzy używają kas fiskalnych bez odpowiednich funkcji? Co z urządzeniami, w których nie da się ich uruchomić? Czy trzeba je wymienić? Co teraz należy zrobić i w jakim terminie? Jak ma się zachować firma, która właśnie musi kupić kasę? Czy ma czekać, aż na rynku pojawią się urządzenia z opcją opisu produktów i wpisywania NIP? Przedsiębiorcy nie znają odpowiedzi na te pytania.
Eksperci mają jedną odpowiedź: przepisy są złe, nieprecyzyjne, niejasne i można je interpretować na różne sposoby. Trzeba je szybko zmienić. Słowem, wielki zamęt z powodu niewielkiej nowelizacji w drobnej w gruncie rzeczy sprawie. Rozumiem, że przepisy tworzą (tj. piszą na kolanie) teoretycy oderwani od praktyki, ale przecież czasu im nie brakowało. Podatnicy nie chcą być jeleniami. Może też więc pora przestać ich tak traktować?