Rośnie liczba decyzji i interpretacji podatkowych. Analogicznie – zwiększa się liczba skarg na jedne i drugie. To świadczy o tym, że podatnicy nie pozostawiają spraw własnemu biegowi. Chcą wiedzieć, jak postępować, i nie boją się kwestionować ocen fiskusa zarówno w przypadku teoretycznych (interpretacje), jak i dokonanych (decyzje) rozliczeń.
Odwołują się, a jeśli trzeba – idą do sądu. Ostatnia rzecz, do której należałoby zachęcać w kontekście niewydolności polskiego wymiaru sprawiedliwości i ślimaczego tempa rozstrzygania sporów, to pieniactwo procesowe. Ale można i trzeba namawiać podatników do tego, by ze swoich praw korzystali zawsze wtedy, gdy są przekonani, że rozstrzygnięcia czy działania fiskusa są nieprawidłowe. A nie jest to rzadkość.
Urząd skarbowy nie jest krynicą mądrości. Liczba uchylanych interpretacji rośnie znacznie szybciej niż liczba skarg na nie. Podobny, choć nieco słabszy, trend można obserwować w przypadku decyzji wymiarowych, w których jest mowa o tym, ile i za co podatnik powinien zapłacić. Innymi słowy, podatnicy w sporach z fiskusem są coraz skuteczniejsi. Być może zadanie ułatwia im gorsza jakość pracy urzędów – ale to wymaga osobnej, wnikliwej analizy.
Lawina skarg nie ułatwia życia sądom i dodatkowo wydłuża czas oczekiwania na orzeczenia. Stąd inicjatywy, by ograniczyć napływ spraw, np. przez podwyżki wpisów i opłat. W kontekście najnowszych statystyk te pomysły trzeba uznać za złe. Gdyby spraw przybywało, ale liczba rozstrzygnięć korzystnych dla podatników była względnie stała, można by powiedzieć, że to, co się dzieje, nie ma merytorycznego uzasadnienia. Jest jednak inaczej: w 2012 r. było o 600 skarg na interpretacje więcej niż w 2011 r. Jednocześnie liczba tych, które uchylono, zwiększyła się niemal o 500. Utrudniając dostęp do sądów, sprawimy, że w obrocie prawnym pozostanie dużo więcej niż dziś decyzji i interpretacji, które na to nie zasługują. Trzeba więc pilnie szukać innych rozwiązań.