Największe polskie przedsiębiorstwa nawet do przetargów na audytorów do badania sprawozdań finansowych nie dopuszczają firm spoza tzw. wielkiej czwórki. Unia zaś chce dekoncentracji tego rynku.
Spółki, zwłaszcza te duże, wybierają audytorów do badania sprawozdań finansowych poprzez przetargi. Kryteria, jakie w nich obowiązują, są wyśrubowane. Nierzadko mogą je spełnić tylko firmy z tzw. wielkiej czwórki: PwC, Ernst & Young, KPMG i Deloitte. Aby ubiegać się o zlecenie, audytor musi np. osiągać rocznie 100 mln zł przychodów z rewizji finansowej (taki warunek postawiła Grupa Kapitałowa Lotos) lub mieć doświadczenie przy badaniu minimum trzech banków o jednostkowej sumie bilansowej nie mniejszej niż 30 mld zł (Bank Gospodarstwa Krajowego), albo też trzech grup kapitałowych o przychodach 2 mld zł każda (Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo).
Rynek usług rewizji finansowej / DGP
W 2010 r., kiedy Unia Europejska opublikowała „Zieloną księgę”, która wskazywała na nadmierną koncentrację rynku audytorskiego w Europie, padały głosy, że problem na polskim rynku nie jest zbyt widoczny. Czy i ewentualnie dlaczego to się zmieniło? Eksperci wskazują na wprowadzone w 2009 r. przepisy, dotyczące zarówno współodpowiedzialności rad nadzorczych, jak i powoływanych w ich ramach komitetów audytu, za sprawozdania finansowe przedsiębiorstw.

Łatwiejszy wybór

Czym kierują się spółki, stawiając na największe firmy audytorskie?
Prof. Mieczysław Puławski, członek rady nadzorczej Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa wyjaśnia, że w przypadku tak dużych przedsiębiorstw, jak PGNiG, które składa się ze spółki dominującej i kilkudziesięciu spółek zależnych, tylko największy audytor ma odpowiednie zasoby kadrowe, aby przeprowadzić badanie. Taki audyt wymaga bowiem zaangażowania ponad setki osób. Łatwiej też komunikować się z jednym partnerem, który stosuje jednolite standardy, a nie z kilkoma mniejszymi, którzy mogliby pojawić się w grupie kapitałowej. Mieczysław Puławski wskazuje też na ustawowe wymogi dotyczące terminów publikacji sprawozdań finansowych spółek giełdowych. Aby zdążyć w przypadku dużych grup kapitałowych, trzeba wszystkie prace – łącznie z badaniem – bardzo dobrze zorganizować.
– Jeżeli jednak coś pójdzie źle, to spółki z wielkiej czwórki posiadają duże ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej – dodaje nasz rozmówca.
Mieczysław Puławski przyznaje równocześnie, że zdekoncentrowany rynek usług audytorskich byłby bardziej korzystny dla jednostek zainteresowania publicznego, czyli m.in. banków czy firm giełdowych.
Według Kristofa Zorde, partnera zarządzającego BDO, podobnie jest na całym świecie. Międzynarodowe koncerny potrzebują całościowego audytu, a duże firmy audytorskie są w stanie go przeprowadzić. Poza tym tzw. wielka czwórka nie określa górnej kwoty odpowiedzialności, jaką bierze na siebie, co jest istotne szczególnie na rynku amerykańskim.
Ekspert z BDO wskazuje jednak na dodatkowe czynniki. Banki, które finansują duże przedsiębiorstwa, wymagają, aby ich sprawozdania były badane przez „reputowanego” audytora i zwykle mają na myśli wielką czwórkę. Zdarza się więc, że nawet jeżeli koncern zdecyduje się na usługi mniejszej sieci, to ostateczną decyzję uzależnia od akceptacji banku.
Kristof Zorde uważa, że taka praktyka jest też związana z poczuciem zagrożenia i przeświadczeniem, że w razie problemów będzie można wskazać, czy wręcz usprawiedliwić się, że badanie przeprowadził czołowy audytor. Szczególnie jest to istotne w kontekście wprowadzenia w 2009 r. w ustawie o rachunkowości przepisów o współodpowiedzialności karnej i odszkodowawczej w stosunku do członków organów nadzorczych za sprawozdania finansowe.



Pomysły na dekoncentrację

Wyboru przez duże spółki wyłącznie audytorów z wielkiej czwórki nie pochwala Andrzej S. Nartowski, prezes Polskiego Instytutu Dyrektorów (PID). Według niego wariant, w którym jeden podmiot bada całą grupę kapitałową, nie daje korzyści ani merytorycznych, ani kosztowych.
– Te firmy, które zwracają się do wielkiej czwórki, działają na swoją niekorzyść. Zacieśniają krąg podmiotów powoływanych do badania sprawozdań finansowych, a przez to śrubują ceny audytów – podkreśla ekspert. Dodaje również, że takie postępowanie nie zapewnia badanym firmom bezpieczeństwa.
– Sądy na świecie są pełne roszczeń wobec dużych firm audytorskich, które nie wykryły nieprawidłowości. Wprawdzie w Polsce nie ma jeszcze wielu takich spraw, ale będą się pojawiały, ponieważ istnieje coraz większa świadomość możliwości uzyskania odszkodowań – twierdzi.
Andrzej S. Nartowski przypomina również słynną przed laty aferę Enronu (gigant energetyczny, w którym rada dyrektorów ukrywała długi firmy, fałszując sprawozdania finansowe). Jego akcjonariusze mieli złudne, jak się później okazało, poczucie bezpieczeństwa, mające swoje źródło w tym, że spółkę badała firma z ówczesnej wielkiej piątki – Arthur Andersen. W konsekwencji obie te firmy zniknęły z rynku.
– Uważam, że w Polsce jest zaplecze dla kilku średnich firm, które znakomicie mogą się sprawdzić w roli audytorów badających duże grupy kapitałowe – twierdzi Andrzej S. Nartowski.
To są firmy, które dzisiaj niejako są skazane na badanie przedsiębiorstw z WIG80 (indeks małych spółek, notowanych na warszawskiej giełdzie) i trudno im się przebić do tych większych, których zlecenia dzieli między siebie tzw. wielka czwórka.

Bez urzędniczych barier

Co musiałoby się stać, żeby rynek audytorski był mniej skoncentrowany?
Według wszystkich rozmówców najgorszym z możliwych rozwiązań byłaby ingerencja Unii Europejskiej. Proponowane przez urzędników rozwiązania dotyczące dekoncentracji rynku oderwane są od praktyki. Przyniosłyby w efekcie więcej szkód niż pożytku.
– Inicjatywa powinna głównie wychodzić od uczestników rynku – twierdzi Kristof Zorde z BDO.
Jego zdaniem, lepszy efekt przyniosłoby zbudowanie systemu akredytacji firm audytorskich odpowiednich do badania określonych grup przedsiębiorstw. Takich akredytacji mogłyby udzielać, zdaniem eksperta, np. Komisja Nadzoru Finansowego lub Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych.
A jak do zjawiska dużej koncentracji rynku odnoszą się najwięksi audytorzy?
– Nie popieramy wprowadzania sztucznych barier przy formułowaniu warunków przetargu na audytora – twierdzi Antoni Reczek, prezes PwC.
Uważa, że prace Unii nad zmianą dyrektywy 43 (dotyczy badania sprawozdań finansowych jednostek zainteresowania publicznego) mogłyby iść w kierunku wprowadzenia obowiązku kierowania zaproszeń przetargowych także do mniejszych firm. Inne, sztucznie tworzone bariery tworzone z myślą o dekoncentracji rynku, nie dadzą rezultatu.
Według prezesa PwC, aby sytuacja w Polsce mogła się zmienić, spółki audytorskie muszą się łączyć. Tylko to pomoże im zdobyć zasoby kadrowe porównywalne do tych, jakimi dysponują firmy z wielkiej czwórki.
– Jednak często na polskim rynku górę biorą ambicje szefów mniejszych firm, którzy obawiają się utraty własnej pozycji po połączeniu – podkreśla Antoni Reczek.
Rozmówca potwierdza, że jedną z przyczyn postępującej na polskim rynku dominacji dużych firm audytorskich jest świadomość odpowiedzialności rad nadzorczych za sprawozdania finansowe.

Jeśli coś pójdzie źle, to spółki z wielkiej czwórki posiadają duże ubezpieczenie