Stawka opłaty targowej może wynieść maksymalnie 700 zł za dzień. Taka opłata lepiej eliminuje handel w niechcianych miejscach niż mandaty. Powinna ona zapewnić wpływy do budżetów gmin, a nie stanowić sankcje.
Sprzedawcy na targowiskach muszą płacić opłatę targową (z wyłączeniem osób, które są podatnikami podatku od nieruchomości położonych na targowisku). Stawki zazwyczaj kształtują się na poziomie od kilku do ok. 100 zł. Stawka maksymalna, jaką mogą ustalić rady gmin i miast na swoim terenie, wynosi jednak aż 700 zł (dokładnie 699,27 zł), a w przyszłym roku wzrośnie o kolejne 28 zł. W efekcie gminy i miasta wykorzystują ją do walki z handlem w miejscach, w których nie chcą, aby prowadzona była sprzedaż. Opłata jest lepszą sankcją niż mandat.

Prawo gminy

– Jednym z przejawów władztwa podatkowego gminy jest określanie wysokości podatków i opłat lokalnych w granicach określonych ustawą – tłumaczy dr Rafał Dowgier z Katedry Prawa Podatkowego Uniwersytetu w Białymstoku.
W przypadku opłaty targowej ustawa o podatkach i opłatach lokalnych (t.j. Dz.U. z 2010 r. nr 95, poz. 613 z późn. zm.) wskazuje maksymalną stawkę tej opłaty, a rada gmina może uchwalić ją w mniejszej wysokości na swoim terenie.
Adam Hellwig, doradca podatkowy w PwC, dodaje że stawka maksymalna opłaty targowej ustalana przez ministra finansów w specjalnym obwieszczeniu uzależniona jest od inflacji.
A że inflacja w 2010 r. wyniosła ok. 3,5 proc. i to o ten wskaźnik wzrosły stawki maksymalne.
Gminy nie muszą jednak przyjmować stawek na poziomie zbliżonym do stawki maksymalnej.
– Powszechną praktyką jest uchwalanie stawek opłaty targowej na poziomie kilkunastu lub kilkudziesięciu złotych – mówi Rafał Dowgier.
Stawki różnicuje się np. w zależności od przedmiotu sprzedaży, miejsca, w którym jest ona prowadzona, czy też od zajmowanej na sprzedaż powierzchni.

Stawki w praktyce

Rada gminy lub miasta może uchwalić różne stawki opłaty targowej na różnych targowiskach. Jak wynika z analizy uchwał rad gmin i miast, stosowane są różne strategie dotyczące opłat.
W Łodzi stawki wahają się od 0,10 zł do 46 zł, za każdy metr kwadratowy powierzchni handlu w zależności od miejsca i tego, czy sprzedaż jest prowadzona z samochodu czy np. z wiaty. W miejscach poza targowiskami stawka wynosi 3,5 zł za każdy mkw. powierzchni sprzedaży.
W podwarszawskim Józefowie stawkę opłaty ustalono na 12 zł za dzień. W przypadku sprzedaży np. warzyw lub choinek opłata naliczana jest w zależności od zajętej powierzchni.
W Obornikach stawki są już dużo wyższe. Jeśli osoba sprzedaje ryby z basenu, będzie musiała zapłacić 100 zł dziennie, a za sprzedaż zniczy i kwiatów poza targowiskiem – 50 zł dziennie. W uchwale zaznaczono też, że stawka dzienna opłaty nie może przekroczyć 699,27 zł. W przypadku gdy sprzedawca powinien zapłacić opłatę według kilku stawek, zastosowanie ma stawka najwyższa.
Więcej muszą płacić sprzedawcy w Starachowicach. W ostatnim czasie rada miasta przyjęła uchwałę, zgodnie z którą poza targowiskiem będzie obowiązywała stawka 50 zł za 1 mkw. powierzchni. Uzasadnieniem dla wprowadzenia tej stawki była chęć wyeliminowania nielegalnego handlu.
Alicja Domasłowska z biura prasowego Urzędu Miasta w Poznaniu mówi, że targowiska podzielone są na dwie strefy: centralną i peryferyjną. Maksymalna cena za metr kwadratowy wynosi 3,60 zł za dzień sprzedaży i to w strefie centralnej. Taką korzystną stawkę opłaty uchwaliła rada miasta. W mieście nie jest stosowana maksymalna stawka opłaty targowej. Jak informuje Anna Woszczek, zastępca dyrektora wydziału podatków w Urzędzie Miasta, w Lublinie także sprzedawcy nie płacą opłat w wysokości stawki maksymalnej.
Przykładem miasta, które walczy z dziką sprzedażą, jest natomiast Gdańsk. Zgodnie z uchwałą rady miejskiej w miejscach niewyznaczonych, na których prowadzony jest handel, za 1 mkw. trzeba zapłacić 400 zł dziennie. Wystarczy więc postawić niewielki stragan (o pow. 2 mkw.) np. w rejonie pasa nadmorskiego i trzeba za niego zapłacić maksymalną stawkę 699,27 zł za dzień.



Więcej niż mandat

Rafał Dowgier zwraca uwagę, że targowiskiem na potrzeby opłaty targowej jest każde miejsce, w którym dokonuje się sprzedaży, bez względu na to, czy sprzedaż w tym miejscu jest prawnie dopuszczalna.
– Oznacza to, że osoba sprzedająca towary w miejscu do tego nieprzeznaczonym może być ukarana mandatem, ale musi jednocześnie uiścić opłatę targową – wyjaśnia ekspert. W efekcie sprzedający będzie musiał zapłacić nawet 1200 zł (500 zł mandat oraz prawie 700 zł opłata). Wysoka opłata za sprzedaż w miejscach do tego nieprzeznaczonych ma więc charakter prewencyjny i ma skłaniać do zaniechania tego rodzaju działań.
Niektóre gminy nie muszą nawet uchwalać maksymalnej stawki. Taki sam skutek może odnieść ustalenie stawki, która będzie wynosiła kilkadziesiąt złotych. Dobrym przykładem są Starachowice. Osobie, która ma kilka kur, nie będzie opłacało się wyjść pod kościół, żeby sprzedać 30 jajek po 50 gr, w sytuacji gdy stawka opłaty targowej wynosi 50 zł.

Polityka samorządu

Jak przyznaje Adam Hellwig rady gmin i miast mają prawo kształtować politykę podatkową na swoim terenie. Zgodnie z art. 19 pkt 3 ustawy o podatkach i opłatach lokalnych, mogą wprowadzać inne niż przewidziane w ustawie zwolnienia przedmiotowe od opłat lokalnych. Nic nie stoi na przeszkodzie, by opłat targowych w ogóle nie wprowadzać (mało prawdopodobne) albo ustanawiać opłaty niższe niż maksymalne.
Zdaniem Rafała Dowgiera opłata targowa nie powinna jednak regulować handlu prowadzonego na terenie gminy. Ma ona przede wszystkim zapewnić budżetowi gminy odpowiednie dochody. Porządkowaniu kwestii związanych z handlem w miejscach do tego nieprzeznaczonych powinny służyć wyższe mandaty, które wymuszą przestrzeganie zakazu handlu w innych miejscach, niż do tego przeznaczone.
W opinii Rafała Dowgiera opłata targowa w ogóle nie powinna być obowiązkowa. O tym, czy ją pobierać, powinna decydować rada gminy. Miałaby ona większą swobodę w kształtowaniu polityki podatkowej na swoim terenie.