Od kilkunastu lat zeznania PIT za rok poprzedni składamy do 30 kwietnia. Deklaracje te musi złożyć ok. 25 mln podatników. W tym roku na dopełnienie tego obowiązku mieliśmy dwa dni więcej. Termin upływał 2 maja. Wszystko przez to, że 30 kwietnia wypadł w sobotę, czyli dzień wolny od pracy. Nie przeszkodziło to nam w dochowaniu niechlubnej tradycji – zostawienia rozliczeń z fiskusem na ostatni moment. A nawet ostatnie godziny.
Jest na to co najmniej kilka dowodów. Po pierwsze, kolejki na pocztach ostatniego dnia rozliczeń. Po drugie, tłum podatników w urzędach skarbowych podczas dnia otwartego 30 kwietnia. Urzędy odwiedziło wtedy ponad 115 tys. podatników. Większość po to, aby dopytać, jak wypełnić zeznanie i je złożyć. Po trzecie, zapchane serwery Ministerstwa Finansów pozwalające na przesłanie zeznania za 2010 rok przez internet.
Widać, lubimy wypełniać PIT pod presją czasu. Na ostatnią chwilę: szybko wypełnię, wyślę i z głowy. Być może – w ramach tęsknoty za czasami PRL – odczuwamy potrzebę odstania swojego w kolejkach. To daje poczucie dobrze spełnionego obowiązku. A może po prostu przy rozliczeniach podatkowych powiedzenie „Polak potrafi” nie do końca się sprawdza. Raczej nie potrafimy na spokojnie, bez nerwów, pośpiechu wypełnić zeznania i dostarczyć go do urzędu. Skutkiem takiego działania są liczne, te same co roku błędy w PIT.
To, że zostawiamy wypełnianie PIT na ostanią chwilę nie dziwi urzędników. W ostatnich dniach kwietnia, a w tym roku nawet na początku maja, zmobilizowali oni siły, pracowali dłużej, aby od opieszałych przyjąć deklaracje. Najintensywniej jednak urzędnicy fiskusa na czele z Ministerstwem Finansów namawiali do przesyłania deklaracji drogą elektroniczną. Argumenty za tym sposobem rozliczenia? Oszczędność czasu i pieniędzy. Co więcej, resort tak przejął się tą akcją, że pod koniec kwietnia rozpoczął odliczanie: kiedy padnie pierwszy milion w e-PIT. 2 maja do 8 rano wpłynęło 922 tys. e-deklaracji. W związku z tym, że e-PIT teoretycznie można było wysłać 2 maja do północy kliknięcie 80 tys. w ciągu 16 godzin nie wydawało się niczym szczególnym. W praktyce okazało się to jednak niemożliwe. Zapchane serwery, które nie chciały przyjmować deklaracji, zmusiły do przeniesienia się sprzed monitora komputera w domowym zaciszu do okienka pocztowego.
Z danych MF wynika, że do północy 2 maja do urzędów skarbowych trafiło przez internet ponad 950 tys. deklaracji PIT. A jednak akcja resortu finansów zakończyła się sukcesem. Skoro nie było miliona deklaracji, urzędnicy postanowili policzyć podatników, którzy wysłali PIT przez internet, uwzględniając np. małżonków. Resortowi wyszło, że 1,2 mln osób rozliczyło się drogą elektroniczną. Zatem padł upragniony milion.
Jak widać, kreatywna matematyka pozwoliła porażkę przekuć w sukces. Może maturzyści przed wczorajszym egzaminem z matematyki powinni wziąć korepetycje w ministerstwie. Wtedy maturę zdaliby celująco.