W debacie publicznej na temat podatku liniowego postawiono chyba wszelkie możliwe tezy. Przeważnie bez dowodu i głównie przeciw. Taki stan to dobry czas, by rozpocząć rzeczową dyskusję - dyskusję o faktach.

Marek Bytof
doradca podatkowy w kancelarii Taxways
Podstawowa teza przeciwników podatku liniowego zakłada, że wprowadzenie jednakowej stawki dla wszystkich jest społecznie niesprawiedliwe. Niesprawiedliwość ma wynikać z tego, że w podatku liniowym ciężar utrzymania budżetu państwa ponoszą ci, którzy zarabiają najmniej. W systemie progresji podatkowej podatnicy zaliczani do drugiej i trzeciej grupy podatkowej stanowią ok. 5 proc. wszystkich podatników, ale podatek przez nich płacony stanowi ponad 40 proc. wszystkich dochodów uzyskiwanych z podatku dochodowego od osób fizycznych. Opinię tej treści można spotkać dość często - to w prasie, to w telewizji, to na czacie lub gdzieś w blogu. Na pierwszy rzut oka brzmi przekonująco. Niestety, po chwili głębszej refleksji nasuwa się wniosek, że tyle w tej opinii prawdy, co i nieprawdy. Wskazane dane statystyczne owszem są prawdziwe. Faktycznie, w progresji podatkowej niewielki procent podatników zapewnia znaczne wpływy budżetowe. Tyle tylko, że to zjawisko bynajmniej nie przesądza o niesprawiedliwości opodatkowania wszystkich według jednakowej stawki. W przeciwnym razie trzeba by uznać, że w samej tylko Unii Europejskiej sześć krajów to kraje, w których sprawiedliwości społecznej nie ma. W tylu bowiem krajach obowiązuje podatek liniowy. Są to: Estonia, Litwa, Łotwa, Czechy, Słowacja i Rumunia. Przyłączenie się do tej grupy planują też inne państwa, jak choćby Bułgaria, gdzie rozważa się wprowadzenie jednej stawki podatku dochodowego na poziomie 10 proc.
Przejdźmy jednak do konkretów. Jest znana teoria, według której dochody budżetowe maleją w miarę jak rosną stawki podatkowe i odwrotnie - dochody budżetu rosną w miarę jak stawki podatku maleją. Teorię tę opracował Laffer, który doszedł do wniosku, że jest taki punkt równowagi, gdzie jednocześnie podatki są niskie i dochody budżetowe wysokie. Dane statystyczne pochodzące z wymienionych krajów zdają się potwierdzać owo założenie. Oczywiście pojawia się pytanie, czy teoria Laffera może sprawdzić się także w Polsce? Ostatni śmiały - jak na miejscowe warunki - ruch w kierunku podatku liniowego miał tu miejsce w roku 2004. Wówczas to zaczęła obowiązywać 19-proc. stawka PIT dla osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. W poprzednim roku podatkowym obowiązywała progresja. W 2003 roku zarejestrowano ponad 270 tys. osób płacących podatek według stawki 40 proc. Wysokość zapłaconego przez nich podatku wyniosła 8,8 mld zł. Z drugiej strony ponad 22 mln osób płaciło podatek według stawki 19 proc. Podatek przez nich zapłacony wyniósł prawie 15,5 mld zł. Po drodze wystąpiło jeszcze 5,5 mld zł podatku zapłaconego przez osoby z drugiej grupy podatkowej. Łącznie fiskus zarobił 29,8 mld zł.
W roku 2004 liczba płacących 40 proc. podatku gwałtownie spadła do 201 tys. osób. Wysokość podatku zapłaconego przez tę grupę także spadła, osiągając poziom 5,8 mld zł. Na całej progresji podatkowej fiskus zarobił 28,7 mld zł. Oprócz tego pojawiło się jeszcze coś ekstra, mianowicie 5,7 mld zł zapłacone przez nową grupę podatników objętych jedną 19-proc. stawką. Podatnik rozliczający się według tej stawki przeciętnie zarobił 163 tys. zł w ciągu roku. Jak widać obniżenie stawki podatkowej dla najlepiej zarabiających doprowadziło do wzrostu wielości podatków przez nich płaconych. Wobec tego co w istocie jest sprawiedliwe - progresja czy podatek liniowy?
(EM)
Marek Bytof, doradca podatkowy w kancelarii Taxways / DGP