Kampania wyborcza rozkręciła się na dobre. Przy tej okazji o podatkach mówi się niewiele, a o podatku liniowym bodaj wcale. Być może ktoś się dziwi. Jeśli tak, to niesłusznie. W tej kampanii na podatki nie ma czasu.

MAREK BYTOF
doradca podatkowy w kancelarii Taxways
Tegoroczna kampania jest krótka, a zatem kręcić musi się szybko. W takich okolicznościach następuje redukcja medialnego przekazu. Ma to być przekaz jasny i prosty zarazem. Dowcip, spot, riposta, zarzut, pojedyncze słowo - oto są preferowane formy komunikacji. Podatki zaś to kwestia złożona, w sam raz na wielopoziomową dyskusję. Oczywiście i stąd można zaczerpnąć kilka przydatnych haseł. Któregoś dnia ze sztabu wyborczego jednej partii po trzykroć padło hasło „znieść”. Postulowano mianowicie, aby znieść podatek od rent, znieść PIT od przedsiębiorców oraz znieść przymusowe wpłaty na fundusze emerytalne. Owo „znieść” okazało się hitem jednego popołudnia. Już wieczorem konkurencja polityczna przedstawiła inne propozycje z innego kapelusza. W każdym razie w dziedzinie opodatkowania najbardziej wyraziste hasło już padło. Dlatego nie należy się spodziewać, by ktoś jeszcze chciał podatki obniżać, upraszczać czy coś takiego. Postulatu zniesienia podatku nie przebije żadne inne hasło. Jednak wybory to wybory. Rzeczywistość to co innego. Jak donoszą środki masowego przekazu, w Polsce obserwuje się istotny (gwałtowny - powiadają niektórzy) wzrost płac i spadek bezrobocia. To zaś niepokoi radę polityki pieniężnej, która z mocy prawa i tradycji stoi na straży stabilnych cen. Tymczasem duża ilość pieniądza w obiegu i nienadążające moce produkcyjne przedsiębiorstw to gotowy przepis wiadomo na co. Stąd też i po wyborach na podatek liniowy nie ma specjalnych widoków. Tym bardziej, że już przy okazji niedawnej symbolicznej obniżki składki na ubezpieczenie rentowe, pojawiały się głosy o konieczności podwyżek stóp procentowych. Nie zmienia to faktu, że podatek liniowy to kwestia czasu. Wprowadzony w okresie dekoniunktury będzie czynnikiem wzrostu gospodarczego. Ponadto jest to podatek sprawiedliwy, o ile trzymać się właściwego znaczenia przywołanego tu wyrazu. No i co bardzo ważne, podatek ten przyczyni się do ograniczenia szarej strefy. Trzeba wiedzieć, że instrumenty służące zwalczaniu tej ostatniej dzielą się na perswazyjne oraz represyjne. Jak do tej pory represja wyraźnie bierze górę, z marnym jednak skutkiem. O jednej z form represji jest ostatnio głośno. Opodatkowanie dochodów ze źródeł nieujawnionych - bo o tym mowa - należy do najbardziej dziwacznych instytucji prawa podatkowego. Należy ją zlikwidować czym prędzej. Skutki uboczne funkcjonowania tej instytucji są dotkliwe i pojawiają się zbyt często. Organy podatkowe przenoszą na podatnika ciężar dowodu. Dzieje się tak, mimo że podatnik ani nie ma obowiązku gromadzenia dokumentacji pochodzenia majątku, ani też procedura podatkowa nie nakłada na niego obowiązku dowodzenia czegokolwiek. W braku konkretnego przepisu uzasadnieniem dla tej praktyki może być najwyżej głos ducha prawa. Ten duch robi ostatnio zadziwiającą karierę. Przybiera różne wcielenia. Najbardziej zadziwia jednak to, że pojawia się w ustach osób znanych, w tym szanownych prawników. Słyszeliśmy już o duchu konstytucji czy duchu państwa, a ostatnio pewien poszukujący pracy dziennikarz wywoływał ducha zagrożonej demokracji. Powiem tylko tyle: panowie, ostrożnie z duchami!
(EM)
Marek Bytof, doradca podatkowy w kancelarii Taxways / DGP