Resort finansów przegląda dokumenty z największych afer związanych z unikaniem podatków. Na razie nie znalazł tam zbyt wielu polskich nazwisk.
Jacek Góra, wicedyrektor departamentu kontroli i analiz MF / Dziennik Gazeta Prawna
Filip Świtała, dyrektor departamentu systemu podatkowego MF / Dziennik Gazeta Prawna
Panama Papers, Swiss Leaks, Luxembourg Leaks, a teraz Paradise Papers. Do opinii publicznej trafiło ostatnio mnóstwo informacji o znanych osobach, które uciekają do rajów podatkowych. Jak to wygląda w przypadku osób fizycznych z Polski?
Filip Świtała, dyrektor departamentu systemu podatkowego MF: Jest to dla nas ważny temat. Oczywiście także my analizujemy informacje dotyczące Paradise Papers i współpracujemy z odpowiednimi służbami. Na podstawie tego, co już widać, to problem dotyczy w większym stopniu krajów wyżej rozwiniętych z Europy Zachodniej. Nasi przedsiębiorcy czy też osoby z Polski – abstrahując od tego, czy są to osoby znane, czy nie – nie występują wcale tak często. Kilka takich nazwisk przy okazji Panama Papers media opisywały, w przypadku Paradise Papers na razie polskich wątków nie ma. Były za to głośne nazwiska polityków z zagranicy.
Czyli ucieczka do rajów podatkowych to domena firm. Jaka jest skala tego transferu pieniędzy?
Jacek Góra, wicedyrektor departamentu kontroli i analiz ekonomicznych MF: Przede wszystkim musimy uściślić, co nazywamy rajem podatkowym. W kwestii krajów stosujących nieuczciwą konkurencję podatkową jest rozporządzenie ministra finansów. O rajach podatkowych możemy też mówić w przypadku krajów o łagodniejszym systemie podatkowym, gdzie polskie podmioty czy osoby fizyczne zakładają działalność i wykorzystują ten fakt do generowania zysków nieopodatkowanych w Polsce. Dlatego trudno oszacować, jak duża to jest skala. W deklaracjach podatkowych możemy np. zobaczyć transfer z odsetek, ale to nie znaczy, że mamy zabronioną prawem działalność. Weźmy taki przykład: spółka córka w Polsce ma spółkę matkę w innym kraju i nagle nastąpił gwałtowny transfer dużych pieniędzy do tego kraju. Zapala się więc lampka ostrzegawcza, a to był tylko wcześniejszy wykup obligacji, czyli normalna i częsta transakcja. Kwoty możemy sobie liczyć, ale czy to jest legalne działanie, czy unikanie opodatkowania, widać dopiero po kontroli każdego konkretnego przypadku.
To ile jest takich zdiagnozowanych przez Krajową Administrację Skarbową (KAS) przypadków transferu, które świadczą o próbie uniknięcia podatku?
Jacek Góra: Jest ich wiele. Już w 2016 r. organy skarbowe zaczęły intensywnie sprawdzać firmy pod tym względem. Mieliśmy w wyniku wydanych decyzji pokontrolnych zmniejszenie straty przez firmy w wysokości 2,7 mld zł i prawie 1 mld zł dodatkowych zobowiązań podatkowych do wpłaty. To był duży skok, jeśli porównamy to do poprzednich lat.
Mówimy o kontrolach agresywnych optymalizacji podatkowych i cen transferowych.
Jacek Góra: Nie tylko, to generalnie dotyczy spraw związanych z podatkiem CIT, a nawet PIT. Mieliśmy przypadki osób, które były dużymi udziałowcami firm i transferowały swoje aktywa za granicę tylko po to, żeby uniknąć podatku.
Kto dzisiaj najchętniej ucieka od płacenia podatków w Polsce? Utarło się, że są to wielkie zagraniczne korporacje, a przecież te firmy są najbardziej na świeczniku i ich operacje jest najłatwiej prześwietlić.
Jacek Góra: Optymalizować można nie tylko całą działalność, ale też poszczególne transakcje. W strukturze działalności pewne rzeczy jest łatwiej wychwycić. Jednak mamy sytuację, w której inwestor wymaga przeprowadzenia transakcji w sposób najbardziej efektywny podatkowo, szczególnie w przypadku gdy nie da się zbić ceny, to poprawia się pewne parametry za pomocą optymalizacji podatkowej, oczywiście korzystnej dla obu stron. Jeśli średnie firmy chcą na jakimś rynku konkurować z dużymi, to prędzej czy później pojawia się pokusa, aby robić to, unikając opodatkowania albo agresywnie się optymalizując, w analogiczny sposób jak robią ci więksi.
Filip Świtała: MF jest odpowiedzialne za stronę legislacyjną i politykę podatkową, czyli np. wyposażenie KAS w odpowiednie narzędzia. W ubiegłym tygodniu mieliśmy spotkanie, na którym omawialiśmy zagadnienie tzw. przenoszenia firm za granicę. To nie jest takie proste, że wystarczy zarejestrować podmiot za granicą i już nie płacę polskich podatków. Nazywamy to takim „biedaplanowaniem” podatkowym, bo prawnie to się nie broni. Jeżeli ktoś rejestruje firmę poza Polską, ale nadal cały jego biznes jest w kraju i on sam jest w Polsce. Tutaj podejmuje decyzje, a za granicą obsługuje go jakaś kancelaria, nawet nie prawna, ale proste wirtualne biuro, pod którym jest zarejestrowane 3 tys. podmiotów, to podatki powinien płacić w Polsce.
Posiadanie firmy poza Polską nie jest przecież niczym karalnym.
Filip Świtała: Jeśli ktoś zakłada spółkę za granicą, to oczywiście nie ma w tym nic złego, jednak jeśli są to jurysdykcje powszechnie uważane za raje podatkowe, wówczas budzi to pewien niepokój organów skarbowych. Jednak wcale nie musi być nielegalne. Pytaniem jest: czy mamy tam rzeczywistą działalność, aktywa i kontrolę nad nimi, zatrudniony personel czy zarząd podejmujący decyzje związane z zarządzaniem firmą lub jej inwestycjami. Jeśli te warunki są spełnione, to wszystko jest najczęściej w porządku, jeśli nie, to lampka ostrzegawcza się zapala.
Czy są jakieś konkretne schematy, wskaźniki działalności, przy których KAS robi się czujna, bo wiadomo, że mamy do czynienia z unikaniem opodatkowania?
Jacek Góra: Nie możemy za dużo mówić na ten temat, ale np. opierając się na badaniu sprawozdań finansowych firm, widać zazwyczaj gwałtowne zmiany rentowności czy składników majątkowych. Wtedy musimy sprawdzić, czy to było uzasadnione biznesowo, czy też służy tylko nielegalnej optymalizacji.
Nad jakimi jeszcze rozwiązaniami pracuje MF?
Filip Świtała: Mamy kilka innych pomysłów po stronie legislacyjnej, które będą służyły uszczelnieniu systemu podatkowego. Jeden z nich to tzw. mandatory disclosure, czyli obowiązkowe raportowanie schematów podatkowych. Dwa tygodnie temu skończyliśmy konsultacje publiczne na ten temat. To jest projekt zapoczątkowany przez OECD, podchwyciła go również Komisja Europejska. Chcemy, aby jeśli ktoś wymyśli schemat podatkowy i sprzedaje go potencjalnemu klientowi, najpierw zgłosił się do nas i o tym poinformował. Przedstawiliśmy publicznie kilka wariantów do oceny, teraz w wyniku konsultacji zmodyfikujemy nasz projekt i skierujemy go na ścieżkę legislacyjną. Oczywiście jak już będziemy mieli projekt, to będzie jeszcze czas na publiczną dyskusję nad zaproponowanymi przez nas rozwiązaniami. Obecne przepisy już od dawna nie pozwalają na prostą ucieczkę za granicę przed opodatkowaniem. Jeśli dzisiaj ktoś pójdzie do renomowanej firmy doradczej i powie, że chce założyć spółkę w raju podatkowym, to wcale nie uzyska zapewnienia, że to automatycznie zwolni go z obowiązków w Polsce. Powstaje pytanie, czy faktycznie będzie prowadzić tam działalność. Jeśli spółka jest tylko zarejestrowana za granicą, a faktyczne decyzje zapadają w Polsce, to znaczy, że jest polskim rezydentem. Z większością jurysdykcji, które są określane jako raje podatkowe, nie mamy umów o unikaniu podwójnego opodatkowania dotyczącego spółek. Są tylko umowy o wymianie informacji czy ewentualnie opodatkowaniu pracobiorców, jak np. marynarzy. W rezultacie mamy możliwość nakładania polskich podatków na działalność prowadzoną w Polsce z jurysdykcji, z którymi nie mamy umów o unikaniu podwójnego opodatkowania.
Ministerstwo Finansów dużą uwagę przywiązuje do prewencji, np. wydając ostrzeżenia o nieuczciwych praktykach optymalizacyjnych. To działa? Macie jakieś sygnały ze środowiska doradców podatkowych?
Filip Świtała: Zdecydowanie tak. Doradcy podatkowi i prawni, przynajmniej ci renomowani, ograniczają planowanie podatkowe. Poza tym obie strony, zarówno władze skarbowe, jak i praktycy podatkowi, pozytywnie oceniają fakt wyznaczania granic dla działań, które określamy jako optymalizacja.
Jak często fiskus korzysta z klauzuli obejścia prawa, która pozwala zakwestionować skutki podatkowe transakcji między firmami?
Jacek Góra: Mieliśmy już wcześniej w ordynacji podatkowej przepisy, których stosowanie miało efekt podobny do działania klauzuli. Korzystaliśmy z nich, choć panowało przekonanie, że mają one tylko charakter proceduralny i kwestionowanie skutków podatkowych na ich podstawie nie obroni się w sądzie. Okazało się w wielu przypadkach, że się obroniło. A kilka firm nie potrafiło obronić gospodarczego celu transakcji przed sądem. Ale rzeczywiście były obawy, czy konkretny skład sędziowski uzna stosowanie tych przepisów za właściwe czy nie. Teraz tamte doświadczenia można wykorzystać przy stosowaniu klauzuli.
Ale czy jest z nią jakiś problem? Podobno służby skarbowe korzystają z niej sporadycznie?
Filip Świtała: Zapewniam panów, że klauzula działa i jest stosowana – codziennie przez ok. 8 tys. osób, które są profesjonalistami w dziedzinie podatków w Polsce.
Mówi pan o doradcach podatkowych?
Filip Świtała: Tak, ale nie tylko. Specjaliści od podatków codziennie zastanawiają się, czy to, co chcą zrobić, może zostać zakwestionowane przy użyciu klauzuli czy nie. To ma w ten sposób działać.
Jak straszak.
Filip Świtała: Zapewniam, że renomowane firmy zajmujące się doradztwem podatkowym, kiedy klauzuli jeszcze nie było, mimo to zastanawiały się, czy to, co proponują klientowi, nie jest obejściem prawa. Jednym z etapów analizy transakcji było to, czy może pojawić się taki zarzut niezależnie od tego, czy była formalna podstawa do postawienia takiego zarzutu, czy nie. Skoro wtedy tak było, to teraz – przypuszczam – po wejściu w życie klauzuli każdy, kto zastanawia się nad jakąś transakcją, zawsze wybierze taki sposób jej przeprowadzenia, by uniknąć kłopotów. Jeżeli ktoś prowadzi duży biznes, to nie będzie ryzykował, że audytor mu zakwestionuje sprawozdanie finansowe, bo stwierdzi, że firma naraziła się na duże ryzyko podatkowe i trzeba robić w tym celu rezerwę. Na tym poziomie działa klauzula obejścia prawa. Tak więc z klauzulą nie chodzi tylko o doradców czy prawników. Chodzi także o biegłych rewidentów, którzy potwierdzają prawidłowość sprawozdania finansowego. Po wejściu w życie przepisów o klauzuli ich rola nie może się sprowadzać do prostego porównania, czy korzyści podatkowe zostały osiągnięte zgodnie z literalnym brzmieniem przepisów konkretnych ustaw podatkowych. Muszą także zadać sobie pytanie o test sztuczności operacji gospodarczych wynikający z przepisów o ogólnej klauzuli przeciwdziałającej obejściu prawa.
Jacek Góra: Skutki ewentualnego użycia klauzuli nie muszą być tylko finansowe, firma może ponieść straty wizerunkowe. Znany jest przecież sprzed kilku lat przypadek jednej z firm, która zdecydowała przenieść swój znak towarowy do spółki w jednym z rajów podatkowych. Nie tylko fiskus, ale również internauci zareagowali bardzo mocno, a wizerunek tej firmy bardzo ucierpiał.
Z tego, co panowie mówicie, można wywnioskować, że prewencyjny cel klauzuli jest w zasadzie nadrzędny.
Jacek Góra: Klauzula od początku nie miała być tylko batem na działania optymalizacyjne, ona miała też wpływać na firmy, którym mogłoby przyjść do głowy zrobienie czegoś, co w nieuzasadniony sposób zmniejszy obciążenia podatkowe. Zapłata podatków to jedno. Ale ściągnięcie sobie na głowę ryzyka podatkowego ma bezpośredni wpływ na wiele innych aspektów działalności przedsiębiorstwa. Na przykład na finansowanie. Bank może inaczej podchodzić do kogoś, kto wystawia się na ryzyko kontroli podatkowej i zakwestionowania rozliczeń z fiskusem. Mówiąc wprost, może zażądać jakichś premii za ryzyko, np. w postaci wyższej marży. Żaden rozsądny zarząd na to się nie zdecyduje. I o to nam właśnie chodzi.