Jeszcze kilka tygodni temu kadra menedżerska w spółkach Skarbu Państwa i samorządowych narzekała, że fiskus zmuszą ją do bycia podatnikiem VAT. Co prawda, jednocześnie pozwalał korzystać ze zwolnienia, ale, umówmy się, przy limicie 200 000 zł niejeden z tego przywileju skorzystać po prostu nie mógł.
To błędne koło trwało od czerwca ubiegłego roku, kiedy za sprawą drugiej ustawy kominowej menedżerowie w państwowych spółkach z etatów musieli przejść na umowy cywilnoprawne.
Na szczęście problem przechodzi powoli do lamusa. Wszystko za sprawą interpretacji ogólnej ministra finansów, który pozwala uniknąć VAT, jeżeli umowa nie tylko określa zasady wykonywania zleconych czynności oraz warunki wynagrodzenia, lecz także, co najważniejsze, przenosi odpowiedzialność wobec osób trzecich na zleceniodawcę. Zresztą ta ostatnia przesłanka, o czym pisaliśmy w TGP tydzień temu, wywołuje skutki także dla przedstawicieli wolnych zawodów. Zastrzeżenie w umowie, że to nie oni, a właśnie zleceniodawca ponosi odpowiedzialność za realizowane czynności, otwiera zdaniem wielu ekspertów twórcom i artystom furtkę do korzystania z podwyższonych 50-proc. kosztów uzyskania przychodów. To jednak tylko gwoli przypomnienia.
Interpretacja cieszy, ale niestety sytuacja prawna menedżerów wymaga większego uporządkowania. Problemy nie dotyczą przecież tylko VAT i jedynie spółek państwowych. Przykładowo w podatku dochodowym kłopoty sprawia przypisanie kontraktu menedżerskiego do źródła przychodu. A paradoksem jest już to, że na gruncie prawa pracy mamy problem z interpretacją samej definicji takiej umowy.