Ceny transferowe zostały wytypowane w 2016 roku jako obszar do intensywnych kontroli. Dlaczego? Bo kwoty transakcji zawieranych między podmiotami powiązanymi często opiewają na wiele milionów złotych, dolarów czy euro.
Jeśli umowy podpisywane są na kilka lat na podobnych warunkach, to kluczowego znaczenia nabiera prawidłowe przyjęcie cen. Jakakolwiek korekta ceny, nawet o ułamek procenta, może być przyczyną powstania znacznych zaległości podatkowych. Jest więc o co walczyć. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w ubiegłym roku każdego dnia fiskus przeprowadził więcej niż jedną kontrolę cen transferowych. Kwota ustalonych zobowiązań oraz pomniejszonych strat wyniosła łącznie ponad 600 mln zł.
Kontrola to jednak dla pracowników firmy zawsze trudny czas i wiele stresu. Można tego uniknąć, zawierając tzw. uprzednie porozumienie cenowe (APA). Jest ono najskuteczniejszą formą zabezpieczenia się przed ryzykiem kwestionowania cen transferowych. Daje bowiem podatnikowi pewność, jak będzie traktowana przez władze skarbowe jego transakcja z podmiotem powiązanym. Zamiast czekać na kontrolę, firma może więc rozmawiać z władzami podatkowymi wcześniej, a w efekcie postępowania może dojść do porozumienia na temat prawidłowości przyjętej metody rozliczeń. Skoro może być tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
W Polsce bowiem z procedury tej korzysta niewiele firm. W ciągu 10 ostatnich lat ministerstwo wydało łącznie 43 pozytywne decyzje w sprawie porozumienia. Daje to kilka APA rocznie, podczas gdy np. w Belgii, Luksemburgu czy Wielkiej Brytanii rocznie zawiera się kilkadziesiąt porozumień. Powody? Przedsiębiorcy narzekają na wysoką cenę i długi czas trwania procedury. Eksperci uważają, że w Polsce przydałoby się więcej możliwości bieżącego dialogu z fiskusem. Taki właśnie jest kierunek MF, a usprawnienie procedury APA to jeden z elementów tej strategii. Jest więc szansa, że APA zyska na popularności. Bo warto.