Auto na minuty (carsharing) to realna i wygodna alternatywa dla posiadania samochodu. Przy dużej skali tej działalności (a co za tym idzie dużej konkurencji i niskich cenach) może się bowiem okazać, że bardziej opłacalne stanie się korzystanie z tego systemu niż zakup własnego pojazdu.
System ten funkcjonuje w wielu krajach, m.in. w Niemczech, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych czy we Francji, i wciąż się rozwija. Jak podaje Federalne Stowarzyszenie Carsharingu w Berlinie, liczba osób korzystających z wypożyczalni miejskich samochodów w Niemczech wzrosła w ciągu roku o 36 proc., do 1,7 mln. Czy w Polsce też możemy liczyć na szybki rozwój tej działalności? Na razie eksperci są ostrożni. Zarówno bowiem firmy, które wynajmują samochody na minuty, jak i przedsiębiorcy, którzy wykorzystują takie pojazdy w prowadzonej przez siebie działalności gospodarczej, muszą zmagać się z rygorystycznymi wymogami fiskusa.
A te najboleśniej odczuć można w podatku od towarów i usług. Zgodnie z przepisami oferujący carsharing, którzy chcą odliczać pełen VAT, nie muszą prowadzić ewidencji przebiegu pojazdu, bo jest on wykorzystywany wyłącznie do oddania w „odpłatne używanie na podstawie umowy najmu”. Ale to tylko teoria. W praktyce samo zatankowanie pojazdu, przeparkowanie go do innego punktu najmu lub przejazd do klienta to czynności, które wykluczają „używanie wyłącznie do celów najmu". A skoro tak, to i ewidencja musi być prowadzona, chyba że firma zrezygnuje z odliczania całego VAT. Także spełnienie obowiązku złożenia VAT-26 to logiczna i logistyczna łamigłówka. Z kolei w podatku dochodowym eksperci nie są zgodni, czy cały wydatek na najem przedsiębiorca zaliczy do kosztów uzyskania przychodów. Jak widać, problemów na razie jest sporo, a niektóre z nich są wręcz absurdalne. Od ich rozwiązania zależeć będzie przyszłość tej branży w Polsce.