Mimo postanowienia sądu urząd nie zwrócił firmie 23,5 mln zł. Wstrzymał też zwrot 9,5 mln zł nadwyżki VAT. Wobec przedsiębiorstwa rozpoczęto cztery nowe kontrole.
Notowany na giełdzie dystrybutor części komputerowych – spółka MGM złożyła właśnie wniosek o upadłość. W sumie ma zajęte lub należne od Skarbu Państwa 35 mln zł.
Szczegóły utraty płynności finansowej opisał w publicznym oświadczeniu prezes jej zarządu Grzegorz Słoniewski. Wyjaśnił, że jedynym powodem ogłoszenia upadłości są działania fiskusa. W każdym z 11 lat prowadzenia działalności spółka wykazywała bowiem zyski i po pierwszym kwartale 2017 r. też ma dodatni wynik – zapewnił.
Kłopotliwe transakcje
Problemy zaczęły się od wydanej w lipcu 2016 r. decyzji urzędu kontroli skarbowej o zabezpieczeniu wykonania zobowiązania podatkowego. Zabezpieczono w ten sposób prawie 40 mln zł.
Potem zwrócono jedną dziesiątą (4 mln zł), ale – jak podkreśla prezes MGM – pieniądze te wpłynęły na konto firmowe tego samego dnia, gdy bank, zaniepokojony walką spółki z fiskusem, wypowiedział jej kredyt na 15 mln zł.
W oświadczeniu czytamy, że decyzję o zabezpieczeniu wydano na podstawie protokołu kontroli, w którym fiskus nie podważył żadnego z dokonanych przez firmę zakupów. To zaś ma potwierdzać, że nie brała ona udziału w karuzelach VAT.
Urząd kontroli skarbowej nie podważył ani tego, że kontrahenci MGM mieli status podatnika VAT-UE, ani tego, że zapłacili za towar, ani tym bardziej, że opuścił on terytorium Polski. Innymi słowy, urząd powinien był uznać, że doszło do wewnątrzwspólnotowej dostawy towarów (WDT), którą w naszym kraju należałoby rozliczyć według stawki 0 proc. Stwierdził jednak inaczej – że spółka nie przeniosła na kontrahentów własności zakupionych części komputerowych, a więc nie było to WDT i firma powinna rozliczyć podatek według 23-proc. polskiej stawki.
Taka teza nie została jednak w żaden sposób uprawdopodobniona, tj. w protokole nie znalazło się żadne zeznanie świadków, dokument itp. – broni działań spółki jej prezes.
Podkreśla, że spółka przedstawiła tysiące dokumentów (faktur, przelewów, proform, dokumentów płatności, dokumentów CMR, zleceń transportowych, korekt serwisowych). Twierdzi, że na jej korzyść przemawiają także zeznania pracowników i oświadczenia kontrahentów potwierdzające, że doszło do zwyczajnego WDT, a nie podatkowego oszustwa.
Przyszły kontrole
Już po kontroli z UKS spółka zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez inspektora kontroli skarbowej. Zarzuciła mu niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy w celu osiągnięcia korzyści majątkowej.
Zaraz potem kłopoty spółki się nasiliły, bo III Mazowiecki Urząd Skarbowy ruszył z czterema nowymi kontrolami (licząc od listopada 2016 r.).
W dniu, gdy prezes spółki napisał oświadczenie (5 kwietnia br.), działalność podmiotu kontrolowało już 13 urzędników. Dla porównania, gdy spółka zawiadamiała prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa, było ich tylko dwóch – wynika z oświadczenia.
Brak decyzji wymiarowej
Prezes spółki podkreśla, że ciągle nie otrzymała ona żadnej decyzji wymiarowej, od której mogłaby się odwołać i następnie wejść w ewentualny spór sądowy. Sam jest przekonany, że taki spór by wygrała.
Na razie mogła tylko zaskarżyć decyzję dyrektora izby skarbowej określającą przybliżoną kwotę zobowiązania w VAT oraz ustanawiającą zabezpieczenie na majątku. Zrobiła to skutecznie. 30 stycznia 2017 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny wstrzymał wykonanie decyzji o zabezpieczeniu (sygn. akt III SA/Wa 3834/16, postanowienie jest już prawomocne).
Sąd powołał się na art. 61 par. 3 prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi. Przepis ten pozwala wstrzymać wykonanie decyzji, jeśli zachodzi „niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków”. W tym przypadku – jak uznał WSA – wykonanie decyzji o zabezpieczeniu byłoby równoznaczne z upadłością albo likwidacją spółki.
Do tego w zasadzie już doszło. Cały kapitał spółki wynosi 20 mln zł (w tym 4 mln w nieruchomościach). To zbyt mało, żeby spłacić zobowiązania wobec kontrahentów.
Prezes MGM podkreśla, że firma straciła linię kredytową na kwotę 150 mln zł i wypowiedziano jej kredyt w banku na 15 mln zł. Przestali jej ufać dostawcy i w praktyce przestała prowadzić działalność biznesową (ta oparta była na handlu zagranicznym). Spółka wypowiedziała też wszystkie umowy swoim pracownikom. Zapowiada, że w najbliższym czasie ujawni więcej swoich interwencji i pism, które pokażą jej walkę o przetrwanie.
KAS: To tajemnica
Krajowa Administracja Skarbowa w odpowiedzi na pytanie DGP odmówiła komentarza, zasłaniając się tajemnicą skarbową. Przyznała jednak, że cała sprawa jest jej znana.