Nie pomogą żadne ulgi inwestycyjne ani konstytucje biznesu, żadne slajdy, obietnice i zaklęcia, jeżeli o tym, czy firma może działać i od kiedy, ma decydować pani Zofia z urzędu skarbowego. A taki jest niestety skutek zmienionego od 1 stycznia art. 96 ust. 4 ustawy o VAT. Uchwalając go, posłowie nie przyznali pani Zofii możliwości weryfikowania, czy firma aby na pewno może zostać podatnikiem VAT. Oni wręcz jej to nakazali, nie nakładając przy tym żadnych terminów. Gdy urzędniczka zweryfikuje, to zarejestruje. Gdy zawalona stertą zgłoszeń VAT-R się nie wyrobi, firma poczeka.
Tak widzą to fiskus i parlamentarzyści, zatroskani budżetową luką w VAT. Niechybnie w każdej nowo utworzonej firmie upatrują potencjalnego oszusta i wyłudzacza podatku.
Faktycznie, gdy się wytnie cały las, zawsze będzie można obwieścić z dumą, że usunięto zarażone drzewa. To nic, że za młodnikiem szumiały wiekowe dęby.
Z firmami może być podobnie. Pan Jan (imię zmienione, ale przykład autentyczny) zaczął mieć wraz z wiekiem kłopoty ze zdrowiem. Postanowił więc wdrożyć do biznesu syna. A że firma jest solidna, działa na rynku od kilkudziesięciu lat (z dziada pradziada, jak to się mówi), nie miał odwagi ot tak przekazać ją od razu w ręce młodzieńca. Wolał założyć z synem spółkę i wnieść do niej aportem biznes, prowadzony dotychczas samodzielnie.
Nowa spółka to nowy NIP, nowy REGON i nowy podatnik VAT. Z dwoma pierwszymi nie było kłopotu. Problem pojawił się , gdy stali klienci, od dawna zaopatrujący się u pana Jana, przestali nagle płacić za dostawy. Odmówili, gdy po zajrzeniu na Portal Podatkowy (strona internetowa Ministerstwa Finansów) zobaczyli, że spółka, od której tym razem kupili towar, nie jest zarejestrowanym podatnikiem VAT. Dla nich oznaczało to jedno – nie odliczą podatku naliczonego. Najwyraźniej zostali oszukani – pomyśleli.
Trudno winić tylko panią Zofię, że nie wyrabia się z weryfikowaniem, czy nowa spółka to solidny dąb, czy pieniek zarażony parchem. Choć nic zapewne nie stałoby na przeszkodzie, żeby podjechała i sprawdziła na miejscu. Ale weryfikacja to – jak wskazuje przykład – rzecz dużo poważniejsza. Trzeba wezwać właścicieli firmy i potwierdzić, czym planują się zajmować (choć w umowie spółki stoi jak byk) i jaki mają tytuł do lokalu (mimo że wynika to wprost z przedłożonego aktu notarialnego).

Gdyby pani Zofia miała tylko jednego podatnika do zweryfikowania, zapewne uwinęłaby się w dwa dni. Ale że firmy jak na złość wybrały sobie datę startu 1 stycznia, więc nic tylko wziąć do ręki piłę mechaniczną.